Żyli długo i szczęśliwie
Pomimo, że jest zgoda na ograniczoną organizację wesel całą branżę paraliżuje lęk przed tym, co będzie. Na początku 2020 roku świat niespodziewanie się zatrzymał i wbrew stopniowemu poluzowaniu obostrzeń związanych z koronawirusem w dalszym ciągu więcej jest pytań niż odpowiedzi. Boją się wszyscy, nie tylko pary, które planowały w tym roku wesele, lecz także goście czy właściciele firm związanych z branżą ślubną.
Przedsiębiorcy nieustannie w ostatnim czasie liczą straty, a perspektywa najbliższych miesięcy napawa bardziej nadzieją niż umiarkowanym nawet optymizmem. Młodzi z kolei są rozdarci pomiędzy zaspokojeniem własnych potrzeb a rozsądkiem. Wiele osób mierzy się z konfliktem interesów, bo jak tu pogodzić sformalizowanie związku i planowaną przecież od dłuższego czasu imprezę z zapewnieniem bezpieczeństwa, tak żeby nie narazić siebie i bliskich na wezwanie z sanepidu oraz nie stworzyć ogniska koronawirusa.
Odpowiedzialna strona podpowiada, że może lepiej przesunąć ceremonię na później, bo czy to w ogóle jeszcze będzie to samo? Nikt chyba nie chce pozować do sesji ślubnej w maseczce lub wątpliwie dodającej uroku przyłbicy. Ślubno-weselny klimat jeszcze nigdy nie był tak zagmatwany jak teraz.
Organizowanie wesela w dobie czerwonej i żółtej strefy
Ślub jak każda poważna życiowa zmiana (niezależnie jak bardzo jej pragniemy), nieodłącznie wiąże się ze stresem. O ile do lekkiej tremy przed ważnymi wydarzeniami jesteśmy przyzwyczajeni, to komplikacje wywołane pandemią i związanymi z nią obostrzeniami to już zupełnie inna sprawa. To o co młodzi martwili się dotychczas – logistyka przedsięwzięcia, wybór tortu, odpowiednich dekoracji, atmosfera w trakcie ceremonii zostało zdominowane przez kluczowy czynnik, którego nikt z nas się nie spodziewał – koronawirus.
Zanim pandemia wywróciła nasze życie do góry nogami, obawy młodych związane z weselem były podobne – upijający się na każdej rodzinnej imprezie wujek Marian, którego ciężko później okiełznać, podstarzała ciocia – stara panna, nieustannie zakochana w naszym chłopaku z dzieciństwa i głośno wyrażająca swoją dezaprobatę dla aktualnego wybranka czy zwaśnieni krewni. Problemy te jednak bledną, w porównaniu z czym przyszło się młodym teraz mierzyć.
Dynamicznie zmieniające się rozporządzenia rządowe, dzielenie kraju pod względem przyrostu liczby zakażeń (który nawet ekspertom trudno realnie przewidzieć) na żółte i czerwone powiaty może przyprawić niejedną młodą parę o prawdziwy zawrót głowy. Ciężko bowiem odnaleźć się w sytuacji, kiedy wszystko dopięte jest na ostatni guzik, goście w drodze, a tu nagle krach, nowe obostrzenia zmuszają do ograniczenia liczby gości lub w najgorszym scenariuszu do odwołania (opłaconej już) imprezy.
(Nie) Udana zabawa w cieniu pandemii
Blady strach padł nie tylko na pary młode, ale także na pozostałych weselników. Dotychczasowe bolączki gości – ile pieniędzy wypada dać w kopertę, co lepiej kupić kwiaty czy wino, zabrać dzieci na wesele, a może zostawić z nianią, idą w odstawkę zdominowane przez najważniejszą kwestię – pandemię.
Pojechać, czy nie pojechać? Oto jest pytanie, które dzisiaj wydaje się stanowić kwestię przewodnią. Wraz z poluzowaniem obostrzeń i zgodą na ograniczoną organizację wesel zadaje je sobie coraz więcej osób. No bo jak to nie być na weselu chrześniaka, odmówić roli świadka, sprawić zawód najbliższej przyjaciółce? Z drugiej strony strach jak już pojadę i okaże się, że jeden z gości był zarażony, to jak się wytłumaczę w pracy? Cała produkcja stanie, szef się wścieknie, bo przecież wszystkich nas na pracę zdalną nie pośle. Narażę się też kolegom, którzy już zawsze będą na mnie patrzeć jak na trędowatego egoistę, który swoją nieodpowiedzialnością naraził innych (co najmniej na stres).
Pozostaje jeszcze kwestia jak odnaleźć się w trakcie samej ceremonii. Goście biorą pod lupę prozaiczne, wydawałoby się problemy, jak się witać, czy podać rękę, uściskać się a może wystarczy skinienie głowy. Czy założyć maseczkę, czy przyłbicę, jak zachować się względem innych, żeby zadbać o własne bezpieczeństwo, jednocześnie ich nie urazić? Tańczyć z innymi czy nie, jeśli tak to z kim. Mnożą się pytania, na które próżno szukać jednoznacznych odpowiedzi.
Ślub i wesele w Nowym Sączu. Odwoływać czy nie?
Większość z nas chciałaby świętować swój wielki dzień w jak najszerszym gronie. Strapieniem dzisiejszych czasów jest jak dostosować się do obostrzeń i jednocześnie nie pozwolić, aby ten najważniejszy dzień zmienił się w koszmar. Przytłoczeni nadmiarem zakazów i nakazów młodzi czasem jako alternatywę wybierają przełożenie lub w ogóle odwołanie imprezy. Tutaj również często wątpliwości nie brakuje. Odwołać czy przełożyć, jeśli tak to na kiedy, a może wziąć skromny ślub i zrezygnować z imprezy, albo brać ślub a przełożyć samą imprezę, czy w ogóle całe przedsięwzięcie lepiej przesunąć na bardziej sprzyjający i bezpieczny czas. Nie są to łatwe decyzje, na salę weselną czeka się bowiem często kilka lat, czasem ze względów sentymentalnych jesteśmy przywiązani do konkretnej daty, lub po prostu zawsze marzyliśmy o ślubie latem nad brzegiem morza. Nie spodziewaliśmy się także, że zostaniemy postawieni w sytuacji, w której nasz wpływ na rzeczywistość zostanie mocno ograniczony. Ciężko więc jednoznacznie oszacować który pomysł jest dobry – zależy to od wielu czynników i indywidualnie od nowożeńców.
Niewątpliwie jest także druga strona medalu, która jeśli tylko spojrzeć z odpowiedniej perspektywy może okazać się pozytywna. W końcu, która panna młoda nie chciałaby dwa razy założyć sukni ślubnej, móc dwa razy świętować czy mieć okazji, żeby jeszcze raz przemyśleć ten najważniejszy wybór.
Z pomocą przychodzą również dobrodziejstwa XXI wieku, a wraz z nimi niemal nieograniczony rozwój nowych technologii, które pozwalają na przewartościowanie wszystkiego, co dotychczas myśleliśmy o tradycyjnych metodach pracy, komunikacji czy kontaktów międzyludzkich. W dobie powszechnego Internetu zawsze pozostaje możliwość powiedzenia sobie „TAK” w kameralnym gronie i zorganizowana ślubu i wesela zdalnie, we własnych domach.